fbpx

Kto z Was słyszał o najwyższym szczycie Austrii, Grossglockner?

Dokładnie 10 lat temu, majówka była tak samo krótka jak teraz i obejmowała 3 dni – od soboty do poniedziałku. Miałam wtedy swój wymarzony motocykl Yamahę R6 i razem z moim ówczesnym chłopakiem,  wpadliśmy na szalony pomysł by „wyskoczyć” na weekend do Austrii i zaliczyć urokliwe serpentyny na wysokoalpejskiej drodze na Grossglockner (najwyższy szczyt Austrii – 3798 m n.p.m.).

Z dnia na dzień spakowałam się w mały plecak i przez te 3 dni zrobiłam na ścigaczu 2500 km. Kto raz siedział a w zasadzie leżał na takim motocyklu, będzie wiedział co to za szaleństwo. Podniesienie głowy ponad kark po trzech dniach i zrobieniu takiej ilości kilometrów, może zakończyć się niezłym bólem? A jednak się udało! Całą sobotę byliśmy w drodze na Grossglockner (ponad 1000 km), w niedziele z siodła motocykla zwiedzaliśmy góry, a w poniedziałek zrobiliśmy kolejne ponad 1000 km z powrotem do Wrocławia, by we wtorek rano stawić się w pracy i dokończyć dość dużą transakcję, którą wtedy robiłam. Dlatego jak mi piszecie, ze moje wyjazdy do Afryki,  zaplanowane po ostatni guzik, to jakieś szaleństwo, to wiedzcie, że ja nie wiem, o co Wam chodzi?

Ja w 2010 roku w drodze na Grossglockner

A droga na Grossglockner ma swoją bardzo ciekawą historię. Mianowicie Austria po I wojnie światowej, w konsekwencji swojej porażki, przeżywała olbrzymi kryzys ekonomiczny. Kraj przeżył wtedy inflację wynoszącą 15 000% (możecie to sobie wyobrazić? Bo ja nie…) i wymyślono – by stworzyć miejsca pracy i przyciągnąć turystów – wybudowanie drogi przez alpejskie szczyty. Budowę rozpoczęto w sierpniu 1930 roku, gdy w wyniku największego kryzysu gospodarczego, bezrobocie w Austrii wynosiło 26%, produkt krajowy spadł o jedna trzecią a produkcja przemysłowa o 39%. Piszę o tym, by pokazać, że nawet w czasach najgorszego kryzysu, potrafią powstać piękne perełki. Budowa zapewniła wówczas pracę 3200 robotnikom a pensje były ponoć trzykrotnie wyższe niż pensja nauczycielska.

Drogę otwarto zgodnie z planem i pomimo wielu trudności 3 sierpnia 1935 roku, a sama uroczystość przyciągnęła tysiące widzów. Szacowano, że odwiedzających  turystów będzie rocznie około 120 000, ale już w 1938 roku było ich 374 465! Obecnie (przed wybuchem epidemii koronawirusa) drogę pokonywało corocznie ponad milion turystów.

O drodze było też głośno, bo dzień po jej otwarciu 75 kierowców, wzięło udział w I Międzynarodowych Wyścigach na Glocknerze z Fuchs do Fuscher Törl. Na zwycięzcę czekała nagroda (równowartość dzisiejszych 5 000 Euro) a zdobył ja Włoch, Mario Tadini na Alfa Romeo (mam wielki sentyment do tej marki) P 3 (silnik 8-cylindrowy, 2,9 l, 255 koni mechanicznych, 260 km/h (a przypominam, że to rok 1935!!!), pokonując w 14,42 minuty (średnio 79 km/h) dystans 19,5 km i wysokość 1600 metrów.

Jeden z wybitnych austriackich architektów  – Friedriech Achleitner – powiedział o tej trasie, że „jest ona dowodem na to, że interesy ekonomiczne i postęp nie muszą niszczyć krajobrazu naturalnego”. A to dlatego, że spełnia ekologiczne wymagania naszych czasów. Przebiega przez park Narodowy Wysokie Taury, kończy się na Kaiser-Franz-Josefs-Höhe, tuż przed szczytem Grossglocknera. Przez te okolice biegnie szlak Gamsgrubenweg a w parku narodowym znajdziecie taką osobliwość, która jest w zasadzie właściwa dla Azji Środkowej i bieguna północnego, a mianowicie „Gamsgrube” czyli schronisko dla kozic. Są tu tez wszystkie stopnie alpejskiej wegetacji. Sam wjazd na tą drogę alpejską jest płatny i limitowany. Dlatego, gdybyście mieli się wybrać, warto kupić bilety online.

Strona tutaj: https://www.grossglockner.at/gg/en/index

A niedaleko samego lodowca jest Kaprun – znany ośrodek narciarski, ale to już na sporty zimowe, choć na majówkę też był idealny i mogliśmy podziwiać piękne jezioro. Na Grossglockner, zaskoczyła nas pogoda. Wybierając się w maju, spodziewaliśmy się wiosny, a na lodowcu był przecież śnieg. Taki szczegół, o którym się nie myśli, wyjeżdżając z rana gdy słońce świeci… Dostałam wtedy w kość, nie tylko od mojej niuni (tak nazywałam swój motocykl), ale też od zimna, deszczu zacinającego przez prawie całą drogę powrotną i wielu innych niewygód. To wszystko było bez znaczenia w obliczu szczęścia i radości z nieplanowanego wyjazdu. Jak patrzę na zdjęcia, to jest to mój autentyczny uśmiech, który wtedy nie schodził mi z buzi. Szczęśliwe chwile jak motyle.. A ja już planuję kolejne przygody, mam nadzieję że Iwo i Nina zechcą ze mną kontynuować nasze mało wygodne podróże, bo przez tą pandemię zrobili się teraz trochę kanapowcami:) Bardzo często w podróży towarzyszy mi piosenka Franka Sinatry “My way”, znacie?

“Żałuję kilku rzeczy,
Ale jest tego naprawdę niewiele
Zrobiłem, co musiałem, doprowadziłem wszystkie sprawy do końca, bez wyjątku
Zaplanowałem każdą trasę, ostrożnie stawiałem każdy krok w nieznane
A co więcej, i co ważniejsze, zrobiłem to po swojemu

Tak, wiele razy
Brałem na siebie więcej niż byłem w stanie udźwignąć,
Ale kiedy dopadały mnie wątpliwości
Zakasałem rękawy i brałem się do roboty
Stawiłem temu wszystkiemu czoła, podnosiłem dumnie głowę, zrobiłem to po swojemu

Kochałem, śmiałem się i płakałem
Wiele zyskałem, ale swoje straciłem
A teraz, kiedy łzy już wyschły, zdumiewa mnie
Wszystko, co zrobiłem
I mogę powiedzieć, bez fałszywej skromności
O nie, o nie, nie jestem taki, zrobiłem to po swojemu

Kim jest człowiek, co ma?
Nie ma nic, jeśli nie jest sobą”

i oryginał:

“Regrets, I’ve had a few
But then again, too few to mention
I did what I had to do and saw it through without exemption
I planned each charted course, each careful step along the byway
And more, much more than this, I did it my way

Yes, there were times, I’m sure you knew
When I bit off more than I could chew
But through it all, when there was doubt
I ate it up and spit it out
I faced it all and I stood tall and did it my way

I’ve loved, I’ve laughed and cried
I’ve had my fill, my share of losing
And now, as tears subside, I find it all so amusing
To think I did all that
And may I say, not in a shy way
Oh, no, oh, no, not me, I did it my way

For what is a man, what has he got?
If not himself, then he has naught”

No więc ta majówka w 2010 roku była jak najbardziej “my way” i mam nadzieję porwać się na więcej takich szalonych pomysłów jak tylko skończy się nasz przymusowy kwarantannowy przestój.

z tego co pamiętam, to najwyższy miejsce na drodze alpejskiej, gdzie można wjechać motocyklem/samochodem. Na sam szczyt nie jest to możliwe

 

Pisząc ten wpis opierałam się na książce, która kupiłam podczas majówki 2010, „Grossglockner Hochalpenstrasse” Clemensa M. Huttera, z niej wyczytałam wszystkie ciekawostki o Grossglockner.

PS. motocykl sprzedałam dopiero gdy byłam w drugiej ciąży z Niną. Wtedy przestałam się oszukiwać, że będę mieć na niego czas. Zrezygnowałam, bo to by oznaczyło weekendy bez dzieci. Ale wrócę do tej swojej pasji jeszcze, kiedyś w końcu dzieci będą duże…

 

Spodobał Ci się wpis? Jeżeli masz ochotę wyjechać na wyprawę przez duże “W” i przeżyć przygodę życia zajrzyj na stronę https://mintadventures.com/wyprawy/  Znajdziesz tam wszystkie aktualne, organizowane przeze mnie wyprawy. Głównie na Kaukaz, do krajów południa Afryki i do Laponii. A opinie o tych wyprawach, są publikowane na stronie na Facebook @MINTAdventures